konferencja ks. Ryszarda Podpory - katecheza szkolna 2016

- Dokument dodano 2016-11-30, oglądany 3331 razy -

 
 

 

 

 

Ks. Ryszard Podpora

Lublin

 

 

 

 

Konferencja

 

Katecheza szkolna  - wyzwania i nadzieje

 

         Wstęp

         Katecheza /tu zamiennie również jako nauczanie religii/ nie jest samą dla siebie. Jest skierowana ku osobom, i pracuje na tym poziomie osób i instytucji w triadzie: rodzice - szkoła - parafia.

Jeśli któryś z elementów nie zafunkcjonuje w tej triadzie, katecheza cierpi na dysfunkcję. Jej głoszenie nie przynosi owoców takich podstawowych i wymiernych jak chociażby wiedza i świadomość religijna, umiejętność uzasadnienia nadprzyrodzonej nadziei itp. Dla katechetów ona sama nie jest już radością serca, powołaniem, misją …

To co piszemy poniżej jest przyczynkiem do refleksji /o ile jest potrzebna/ i nie jest to nowe, a raczej znane od lat, ale wciąż nie uleczone, wciąż zbierane na tyle, że choćby "kuśtykało" to jednak można powiedzieć że ta "triada żyje".

         Podejmujemy tu temat na poziomie funkcji i organizacji. A wiemy przecież, że katecheza pozostaje jako nadprzyrodzone wydarzenie spotkania z Panem. To On jest Panem swego kościoła /Benedykt XVI, homilia 24 kwietnia 2005 r./,On jest Panem katechezy. A my jako słudzy nieużyteczni mamy to tylko zrobić jak najlepiej. I w tym jest problem.

Aspektowość podejścia pozwala jednak zgłębiać wybrany problem, przejrzeć go bardziej wnikliwie. Postawić lepszą, bardziej precyzyjną diagnozę i … leczyć

Może następna konferencja podejmie problem najistotniejszy, jakim jest wydarzenie spotkania z Panem na katechezie.

Dość powiedzieć, że katecheza nie przejmuje roli rodziców w wychowaniu w wierze, ich nie zastępuje a tylko wspiera. Rodzice są tu decydujący, i oni mogą wręcz wskazywać jakiej pomocy oczekują od katechezy szkolnej i od parafii w procesie religijnego wychowania ich dzieci. To nie ideał, to realność misji kościoła. Choć ta triada, zdaniem autora jest rozbita  z tendencją dalszego eskalowania, ale nigdy nie można z niej zrezygnować. To swoista konstytucja wychowania w wierze.

Czy tak jest? Czy rodzice żywo się interesują tą sprawą, czy raczej spychają problem na innych?

         Diagnoza

         Mówi się, że właściwa diagnoza jest podstawą uleczenia, a skuteczna terapia opiera się na właściwie postawionej diagnozie.

Przykład takiej diagnozy to chociażby seminaria duchowne we Włoszech. Są opustoszałe, tak zakonne jak i diecezjalne . Ale jest jedna diecezja, gdzie w seminarium panuje wręcz tłok.

Bp Bruno Forte z diec. Lieti zastał puste seminarium, następnie postawił właściwą diagnozę i podjął "kurację" tej absencji, zastosował swoiste przyrodzone i nadprzyrodzone leki. Seminarium w diecezji Lieti jest dziś pełne młodych ludzi, studiują teologię w kierunku kapłaństwa. /dodajmy to młodzi bardziej ucyfrowieni niż młodzi Polacy/

         Od ponad 25 lat katecheza szkolna w Polsce cierpi bóle rodzenia i radzenia sobie w tej rzeczywistości jaką jest szkoła.

Oprócz własnych problemów ma i także te zewnętrzne ogólnoszkolne jak np. reforma edukacji, i tu np. nowa czy aktualizowana podstawa programowa, podręczniki itp. Ona musi się w to wpisać jako część całego systemu.

Katecheza w szkole jest bo jest. Parafrazując słowa śp. ks. Jana Kaczkowskiego jedni mówią: szału nie ma jest pensja, inni szału nie ma jest zajęcie, jeszcze inni: szału nie ma jakoś to ogarniamy.

Jakich owoców spodziewano się po katechezie szkolnej? Mówiono o tym głośno. Przytoczmy niektóre wypowiedzi:

- że liczba powołań tylko wzrośnie,

- że frekwencja młodych na niedzielnych mszach św. tylko się podniesie,

- że większa będzie świadomość spraw dotyczących Boga, wiary, ludzkiej egzystencji itp.

Jeszcze inne racje za katechezą szkolną:

- wejście nauczania religii do szkoły to budowanie systemu integralnego rozwoju człowieka i wychowania, budowanie jego duchowości i codziennej egzystencji; to oświetlanie wiarą wydarzeń z życia, interpretowanie ich w świetle wiary,

- chcieliśmy dotrzeć do tych, co nie przyszliby na parafialną katechezę,

- chcieliśmy podnieść standard nauczania co do miejsca i podręczników,

- szkoła to nobilitacja katechezy, zrównanie jej z innymi przedmiotami /aż po próby matury z religii/,

- chciano ułatwić życie samym uczniom.

A po 25 latach katechezy szkolnej, jakie są jej owoce ?

- gwałtowne załamanie powołań /nie da się to wszystko wytłumaczyć niżem demograficznym/,

- na 100 tys. młodych studiujących w Lublinie na pielgrzymkę do Wąwolnicy któregoś roku /bodajże 2 albo 3 lata temu/poszło 100 studentów,

- Niedziela Palmowa 2016 roku w Lublinie w procesji z pl. Litewskiego  z palmami do katedry podąża ok. 50 młodych ludzi. A wydarzenie jest o randze archidiecezjalnej,

- pielgrzymka piesza na Jasną Górę od lat "doznaje frekwencyjnego ucisku,"

- niektórzy młodzi już zaczynają proces, który raczej się tylko pogłębi. Są obecni i chodzą na spotkania oazowe przy parafii, ale nie chcą chodzić na katechezę szkolną ... 

         Dlatego katecheza szkolna jest ryzykiem i wyzwaniem: czy zapali światła wiary tak mocne, że płomień laickości świata ich nie zgasi?

Ryzyko jest m.in. i w tym, że nie dopełniona katechezą parafii rodziców niweczy się, osłabia. Wiara młodego człowieka w starciu z lawiną laicką zanika.

         Listy pasterskie Konferencji Episkopatu Polski po 1989 roku aż do roku około 2012 bronią obecności nauczania religii w szkole. Wspierają wszystkie środowiska, które o to zabiegają, by rodzice w szkole i parafii mieli przedłużenie wartości wiary jakie dzieci otrzymują od nich w domu. A gdy tego nie ma, katecheza szkolna pozostaje niepełna, kadłubowa, szczątkowa. Bardziej uwiera niż jest radością.

         Niezastąpiona rola rodziców

         O ile starania kościoła i szkoły próbują od 25 lat do tego nawiązać i zharmonizować proces wychowania, to upada trzecia kolumna tej triady - tzn. rodzice. A oni w tym procesie są niezastępowalni. Żadna proteza pastoralna tego nie zastąpi.

Ogromna liczba rozbitych związków sakramentalnych sprawia, że ginie świadectwo i katecheza rodzinna. Wtedy problem się tylko pogłębia i triada wychowania we wierze w praktyce nie funkcjonuje. Innym problemem są same zmiany mentalne rodziców. Wielu z nich nie żyje chrześcijaństwem, a wiara nie jest siłą inspirującą i tłumaczącą ich istnienie. Człowiek wg nich nie potrzebuje wiary by żyć. Mówią: chrześcijaństwo nie jest jedyne które tłumaczy świat i człowieka.

Sama terminologia kościelna np. życie wieczne jest dla nich mglista, odległa, strasząca albo niepewna. Ważne i pewne jest tylko to co człowiek ma, czego się dorobi, co osiągnie. Chcą dla swych dzieci  dobrego, wspaniałego życia doczesnego. /por. Benedykt XVI, In spe salvi /

Cała tę sytuację próbuje ratować Jan Paweł II m.in. dokumentem Familiaris consortio, Ecclesia in Europa oraz Pp Franciszek m.in. w Amoris laetitia.

Wypchnięcie z życia wiary w Chrystusa, uważa się w niektórych środowiskach za trend stały i niezbędny jeśli jakieś społeczeństwo nie chce zostać w cywilizacyjnym przedsionku i być określane jako konserwatywne i wsteczne /nie ma tu czasu opisywać manipulacji amerykańskich tzw. katolików postępu/.

Tworzy się opinię, że kościół nie nadąża za zmianami świata, że spowalnia cywilizacyjny postęp, że wiara jest raczej ciemnością i niż światłem. /por. pp Franciszek, Lumen fidei/

Bezkrytyczni rodzice wahają się, czy w takim razie dziecko posłać na katechezę? A jeśli już, to czynią wszystko, by się nie przejmowało tym co tam usłyszy.

         Katechezy rodziców po prostu w wielu chrześcijańskich domach już nie ma. Rodzice mówią o tym wręcz otwarcie, a resztki sumienia głuszą zdaniem, że dziecko gdy urośnie to wybierze samo swą wiarę.

Ponieważ sami dorośli wycofali się z katechumenatu, albo parafia im tego nie daje, wywołało to tzw. przewrót katechetyczny: zaczęliśmy uczyć dzieci i z misją posyłać ich do rodziców. A winno być odwrotnie. Rodzice dzieciom - tak było od wieków.

Rodzice dziś chcą lub wręcz czują się ludźmi nowożytności, a w tej epoce uznano, że takie światło wiary mogło wystarczyć starożytnym społeczeństwom, ale nie jest potrzebne w nowych czasach, kiedy człowiek stał się dojrzały, szczyci się swoim rozumem, pragnie w nowy sposób badać przyszłość. W tym sensie wiara jawiła się jako światło iluzoryczne, przeszkadzające człowiekowi w odważnym zdobywaniu wiedzy. Młody Nietzsche zachęcał swoją siostrę Elżbietę, by podjęła ryzyko, przemierzając «nowe drogi [...] w niepewności autonomicznego posuwania się naprzód» . I dodawał: «W tym punkcie rozchodzą się drogi ludzkości: jeśli chcesz osiągnąć pokój duszy i szczęście, to wierz, ale jeśli chcesz być uczniem prawdy, wówczas badaj» .

         Wierzenie rzekomo przeciwstawia się poszukiwaniu. Wychodząc z tego założenia, Nietzsche będzie krytykował chrześcijaństwo za to, że pomniejszyło zasięg ludzkiej egzystencji, pozbawiając życie nowości i przygody. Wiara stanowiłaby więc iluzję światła, utrudniającą nam, ludziom wolnym, drogę ku przyszłości.

W tym procesie wiara została w końcu skojarzona z ciemnością. Uznano, że można ją zachować, znaleźć dla niej przestrzeń, aby mogła współistnieć ze światłem rozumu. Przestrzeń dla wiary otwierała się tam, gdzie rozum nie mógł oświecić, gdzie człowiek już nie mógł mieć pewności. Pojmowano więc wiarę jako ucieczkę spowodowaną przez brak światła, pod wpływem ślepego uczucia, albo jako subiektywne światło, zdolne być może rozpalić serce, dostarczyć prywatnej pociechy, ale którego nie można zaproponować innym jako obiektywne, wspólne światło oświecające drogę. Stopniowo dostrzegano jednak, że światło autonomicznego rozumu nie potrafi wystarczająco rozjaśnić przyszłości; w końcu kryje się ona w mroku i pozostawia człowieka z lękiem przed nieznanym. I tak człowiek zrezygnował z poszukiwania wielkiego światła, by zadowolić się małymi światełkami, które oświecają krótką chwilę, ale są niezdolne do otwarcia drogi. Gdy brakuje światła, wszystko staje się niejasne, nie można odróżnić dobra od zła, drogi prowadzącej do celu od drogi, na której błądzimy bez kierunku.

Do tej nienormalnej sytuacji zaczęto dopasowywać dziwne koncepcje pastoralne i katechetyczne. Zaczęto innymi sposobami wpływać na rodziców /np. że ich absencja uniemożliwi dzieciom przystąpienie do niektórych sakramentów/. Wytworzono niekiedy klimat zastraszania albo tworzy się "obłok" poważnych obaw, że absencja dziecka na katechezie, rodziców na spotkaniach przed komunią św. dziecka przełoży się na późniejsze trudności np. z bierzmowaniem, ze ślubem kościelnym itp.

Zabawa z rodzicami trwa, i cały czas pojawiają się nowe pomysły jak wciągnąć ojców i matki do większej troski o religijną formację swoich dzieci. Ale generalnie patrząc - to chory system. Triada: rodzice - szkoła - parafia dalej pozostaje wyzwaniem.

 

         Co by tu poradził katechetom pp emeryt Benedykt XVI ?

         Katolik nie powinien zatem narzucać innym swoich religijnych przekonań, lecz winien wspomagać racjonalny dyskurs. 

         Musimy porzucić nasze fałszywe pewności, naszą intelektualną pychę, która uniemożliwia nam dostrzeżenie bliskości Boga. Musimy podążać drogą wewnętrzną świętego Franciszka - drogą ku tej ogromnej prostocie zewnętrznej i wewnętrznej, która czyni serce zdolnym do widzenia. 

         Nauczanie religii w parafii

         Mamy ładne domy katechetyczne, ale puste. Trzeba pamiętać, że na ŚDM do Krakowa w 2016 roku przyjechała młodzież nie jako "single", pojedynczy, ochotnicy, turyści. Oni przyjechali na to spotkanie ze swoich wspólnot religijnych. Cenne dygresje w tej sprawie można znaleźć w Gościu Niedzielnym z 20 listopada 2016 / Najpierw formacja głupcze/.

Odpowiedzią kościoła zachodniej Europy na ten sekularystyczny i laicki terror są małe, charyzmatyczne wręcz wspólnoty. Czerpią one siły z modlitwy, komunii i przebywania ze sobą jako domowy kościół.

Benedykt XVI pytany o przyszłość Kościoła w tym laickim morzu podkreślał, że widzi go jako małe dynamiczne wspólnoty, bardzo upodmiotowione i spersonalizowane.

         Katechetom szkolnym, jak się wydaje, nie brakuje ochoty by takie zadania podejmować. Raczej brakuje sił. Wypaleni godzinami w szkole, następnie w parafii w zadaniach podstawowych, nie są w stanie podejmować zadań budowania takich grup. Duchowni wiedzą jednak o sile takich grup, bowiem wielu z nich z takich grup parafialnych wyszło uformowanych do podjęcia decyzji na "tak" w powołaniu. Znają zatem siłę takiej wspólnoty młodzieży, ale…

To świat jeszcze do odkrycia. Chociaż dodajmy uczciwie; następuje jakieś przebudzenie w tej sprawie. Następuje to poprzez ruchy ewangelizacyjne np.: przystanek Jezus i Projekt źródło.

Kurs Filipa, Przyjaciel Oblubieńca, Galilea, a nawet szkolne koła różańcowe czy koła misyjne, to tylko niektóre z tych oddolnych ruchów wpisujących się w formację duchową.

Ale to wydaje się być jeszcze jedynie kroplą wody na pustyni. Ruch oazowy na 280 parafii jest obecny w ok. 50. Pomimo zachęt ERM-y są niestety szczątkowo obecne w życiu wspólnoty parafialnej. Podobnie jest z KSM. Liczby są tu nieubłagane i budzą konsternację. A przecież takie wspólnoty są nieocenioną pomocą w katechezie szkolnej.

         Dzieci doznają chaosu

         Mało pisaliśmy o uczniach ku którym skierowana jest katecheza. Cóż, brak tej harmonii w triadzie wychowania we wierze i inne czynniki /np. nadmierna ingerencja Państwa w prawa rodziców np. pozbawianie ich prawa do wychowania dzieci/ wnosi chaos w same dzieci.

Hadjadj /osoba z Afryki, świecki ekspert jednej z watykańskich dykasterii/ wskazuje przykładowo jak to wygląda we Francji. Tam jest kompletna bezradność francuskiej edukacji wobec problemów z młodzieżą. Świeckość, wartości obywatelskie czy republikańskie na nic się tu nie zdadzą. Tym bardziej, że młodzi nie szukają dziś wiedzy i wykształcenia, lecz powołania i nadziei. Potrzebują oni sensu, chcą wiedzieć, dlaczego warto żyć i umierać. Szczęścia bowiem nie daje człowiekowi dobrobyt czy wygodne życie, lecz wielkoduszność posunięta aż do ofiarności. Ten, kto żyje, musi żyć w pełni. Oznacza to przekazywać życie i oddawać własne życie. Jeśli się to zaniedba, życie staje się absurdalną parodią, prowadzi do zadawania śmierci innym i sobie.

Kończąc ten punkt; czyż nie ma tu racji Benedykt XVI kiedy pisze: bez Boga człowiek nie wie dokąd zmierza, i nie potrafi nawet zrozumieć tego, kim jest. 

         Ryzyka, których trudno uniknąć

         Papież Franciszek pisze:  "Wielkim ryzykiem w dzisiejszym świecie, z jego wieloraką i przygniatającą ofertą konsumpcji, jest smutek rodzący się w przyzwyczajonym do wygody i chciwym sercu, towarzyszący poszukiwaniu powierzchownych przyjemności oraz izolującemu się sumieniu".

Innym znakiem jest zamknięte życie wewnętrzne. …"Kiedy życie wewnętrzne zamyka się we własnych interesach, nie ma już miejsca dla innych, nie liczą się ubodzy, nie słucha się już więcej głosu Bożego, nie doświadcza się słodkiej radości z Jego miłości, zanika entuzjazm związany z czynieniem dobra. Również wierzący wystawieni są na to ryzyko, nieuchronne i stałe. Wielu temu ulega i stają się osobami urażonymi, zniechęconymi, bez chęci do życia. Nie jest to wybór godnego i pełnego życia; nie jest to pragnienie, jakie Bóg żywi względem nas; nie jest to życie w Duchu rodzące się z serca zmartwychwstałego Chrystusa.

W odniesieniu do ludzi ochrzczonych pp. Franciszek pisze: … "wspomnijmy o środowisku  «osób ochrzczonych, które jednakże nie żyją zgodnie z wymogami chrztu św.» , nie przynależą całym sercem do Kościoła i nie doświadczają już pocieszenia płynącego z wiary. Kościół jako matka zawsze uważna stara się, aby przeżyli oni nawrócenie, które przywróciłoby im radość wiary oraz pragnienie zaangażowania się w Ewangelię."

Niech to będzie też myśl każdego katechety; "Marzę - pisze Papież - o wyborze misyjnym, zdolnym przemienić wszystko, aby zwyczaje, style, rozkład zajęć, język i wszystkie struktury kościelne stały się odpowiednim kanałem bardziej do ewangelizowania dzisiejszego świata, niż do zachowania stanu rzeczy".

         Ocalenie triady wychowania w wierze

         Rozwijanie projektów, które zachowałyby triadę jest bardzo wskazane. Nie próbujemy tworzyć ich listy. Choć są nadzieją, są i ryzykiem, czy akurat te projekty będą skuteczną terapią na tak postawioną diagnozę.

Ale warto działać w tę stronę by odzyskać rodziców w ich świadomości, że katecheta nie zastępuje rodziców, ale im pomaga …

Dzieci odrabiające pracę domową z katechezy szkolnej przez internet to standard. Nie robią tego tylko te wykluczone jeszcze cyfrowo. Ale przepaść w tej sprawie coraz bardziej jest zasypywana ilością światłowodów. I nie w tym problem że już używają smartfonów i szukają pokemonów. One mają problem w tym, że nie mogą znaleźć odpowiedzi na pytania: po co żyją, jaki sens ma cierpienie, dlaczego człowiek umiera itp.

To katecheza jest właściwym miejscem by im o tym mówić, by im otwierać umysł na takie pytania, by ich w ogóle o to zapytać, by z nimi o tym rozmawiać, dialogować, udzielać odpowiedzi itp. To zarazem kierunek antropologiczny personalistyczny i chrystologicznie fundamentalny.

Wreszcie parafia jako wspólnota wspólnot, to nie relikt ale potrzeba chwili. Odbudowanie tego dokonuje się przez tworzenie wspólnot. Wiedzą to najlepiej ci, którzy formację zawdzięczają wspólnotom.

 

Dziękuję za uwagę

 
 

Autorzy dokumentu: -

Słowa kluczowe: -